The Elder Scrolls Wiki
Advertisement

Opowieść mistrza Zoarayma

Treść[]

Opowieść Mistrza Zoarayma
Gi'Nanth

Torval jest miejscem, w którym od setek lat stoi Świątynia Tańca Dwóch Księżyców, w której wojownicy uczą się walczyć bez użycia broni. Mistrzowie uczą uczniów w każdym wieku i ze wszystkich zakątków Cesarstwa starożytnych technik i ich nowoczesnych wariantów, a wielu studentów zdobywa potem wielką sławę. Sam byłem kiedyś tam uczniem i pamiętam, że będąc jeszcze nieledwie dzieckiem spytałem mego pierwszego mistrza, Zoarayma, który z jego byłych podopiecznych według niego najlepiej opanował nauki Świątyni.

-Gdy go poznałem, nie byłem nauczycielem, lecz uczniem - odparł, uśmiechając się do wspomnień, a jego wielka, pomarszsczona twarz bardziej niż kiedykolwiek przypominała uschnięty owoc drzewa bathum. -Było to dawno, jeszcze zanim twoi rodzice przyszli na świat. Od wielu lat szkoliłem się w Świątyni, uczęszczając na coraz bardziej wymagające i skomplikowane lekcje u najmędrszych mistrzów Tańca Dwóch Księżyców.

-Gi'Nanth, zrozumiesz kiedyś, że szkoleniu ciała musi towarzyszyć szkolenie umysłu. Uczniowie Świątyni podążają za ustalonym przez nas na przestrzeni lat tokiem nauczania, zgodnym ze ścieżką Riddle'Thara. Ja osiągnąłem najwyższy poziom i moja moc i umiejętności były takie, że nawet z pomocą magii nieliczni byli w stanie mi sprostać w walce wręcz.

-W Świątyni był owego czasu sługa, Dunmer, kilka lat starszy ode mnie i pozostałych uczniów z mojej klasy. Przez te wszystkie lata nigdy go nie zauważaliśmy, bo wchodził on do sali treningowej cicho, sprzątał przez kilka minut i wychodził bez słowa. Gdyby się odezwał, i tak byśmy go nie słuchali, tak bardzo pochłaniały nas lekcje i ćwiczenia.

-Gdy nasz ostatni Mistrz powiedział niektórym z nas, w tym mnie, że czas już, byśmy opuścili Świątynię lub zostali nauczycielami, zorganizowano wielką uroczystść. Zjawiła się nawet Grzywa, by obserwować ceremonię. Ponieważ byliśmy i jesteśmy Świątynią walki i filozofii, miały miejsce konkursy dyskusyjne i walki na arenie, otwarte dla wszystkich uczniów, a nie tylko naszej elity.

-Pierwszego dnia festiwalu oglądałem listę gladiatorów, by zobaczyć, z kim spotkam się w pierwszej walce, i usłyszałem za sobą rozmowę służących z arcykapłanem Świątyni. Po raz pierwszy usłyszałem głos Dunmera i poznałem jego imię.

-"Rozumiem, że pragniesz wspomóc swych rodaków w Morrowind w boju, Taren" - mówił arcykapłan. - "Przykro mi to słyszeć. Byłeś z nami od wielu, wielu lat i będziemy za tobą tęsknić. Jeśli mogę coś zrobić dla ciebie, powiedz."

-"Dziękuję ci za dobroć" - odparł Dunmer. - "Mam prośbę, ale boję się, że nie zechcesz jej spełnić. Odkąd po raz pierwszy przybyłem do Świątyni, obserwowałem, jak uczniowie pobierają nauki, i sam ćwiczyłem, gdy pozwalały mi na to moje obowiązki. Wiem, że jestem tylko sługą, ale byłbym zaszczycony, gdybyś pozwolił mi walczyć na arenie. "

-Zdławiłem odgłos zaskoczenia na dźwięk impertynencji elfa, samej sugestii, że był godzien walczyć przeciwko tym, którzy trenowali tak długo. Ku mojemu zaskoczeniu, arcykapłan zgodził się, dodając imię Taren Omathan do listy początkujących gladiatorów. Chętnie rozpowiedziałbym wieści pozostałym studentom, ale moja pierwsza walka miała się rozpocząć za parę minut.

-Wziąłem udział w osiemnastu starciach pod rząd, wygrywając wszystkie. Tłym zgromadzony wokół areny znał moje umiejętności i po każdej walce reagował uprzejmymi, niezbyt zaskoczonymi oklaskami. Choć skupiałem się na własnych bitwach, zauważyłem, że inne konkurencje coraz bardziej przyciągały uwagę widzów. Szeptali między sobą i oddalali się, by zobaczyć coś z pewnością bardziej spektakularnego i nieoczekiwanego, niż mój ciąg zwycięstw.

-Jedna z najważniejszych lekcji, której udzielamy ucznom Tańca Dwóch Księżycy, jest lekcja odrzucania własnej próżności. Rozumiałem wówczas, jak istotne jest osiągnięcie synchronizacji ciała z umysłem i odrzucanie zewnętrznych wpływów jako nieistotnych, ale przyznaję, że nie wziąłem sobie tej lekcji do serca. Wiedziałem, że jestem dobry, ale zraniono moją dumę.

-W końcu doszło do konkursu czempionów. Byłem jednym z nich. Gdy ujrzałem, kim jest drugi wojownik, mój umysł przeskoczył z urażonej godności do kompletnego niedowierzania. Był to bowiem Taren, sługa.

-Z pewnością to żart albo ostateczna filozoficzna próba, pomyślałem. Potem spojrzałem na tłum i w każdej parze oczu ujrzałem oczekiwanie na wielką bitwę. Złożyliśmy sobie nawzajem znak szacunku, ja sztywno, on ze skromnością i elegancją. Rozpoczęła się walka.

-Z początku chciałem zakończyć ją prędko, myśląc, że mój przeciwnik nie jest godzien sprzątać areny, a cóż dopiero na niej walczyć. Było to, jeśli się zastanowić, nielogiczne, bo wiedziałem, że musiał pokonać tylu uczniów, co ja, by dotrzeć na najwyższy poziom. Łatwo skontrował moje ataki i odpowiedział swoimi. Jego styl był ekspansywny, obejmował w jednej chwili nieznane nikomu sposoby pracy stóp, a w następnej proste kopniaki i ciosy pięści. Spróbowałem ciosów mających wprawić wroga w podziw, ale na jego twarzy nawet na chwilę nie pokazał się ani strach, ani pogarda dla mych zdolności.

-Walka trwała długo. Nie pamiętam, w którym momencie zdałem sobie sprawę, że z pewnością przegram, ale gdy się zakończyła, nie byłem zaskoczony wynikiem. Skłoniłem się z nietypową dla mnie, prawdziwą skromnością. Ale nie mogłem się powstrzymać przed spytaniem go, gdy schodziliśmy z areny wśród grzmotu oklasków, w jaki sposób został potajemnie Mistrzem.

-"Nigdy nie miałem wyboru, by awansować na wyższy poziom" - odparł Taren. -"Każdego dnia sprzątałem sale treningowe najlepszych uczniów, a potem początkujących. Nie miałem więc okazji zapomnieć o najprostszych pomyłkach, lekcjach i technikach, gdy uczyłem się od Mistrzów."

-Następnego dnia wyjechał z Torvalu wcześnie rano, by wrócić do ojczyzny, i nigdy jużgo nie zobaczyłem, choć słyszałem, że został kapłanem i nauczycielem. Ja też zacząłem uczyć, zarówno dzieci rozpoczynające dopiero szkolenie, jak studentów najwyższego poziomu. I zawsze upewniam się, by moi najlepsi uczniowie przyszli ze mną zobaczyć, jak walczą ci niewyszkoleni, by nigdy o tym nie zapomnieli.

Advertisement